Dziś mija równe 10 lat odkąd to wkręcałam Wam kity jakobym to była w...sanatorium "Krystynka" w Ciechocinku. To były początki bloga o tytule "Marzenia ściętej głowy" o nicku "swietlliczanka". Miałam ja ubaw po pachy chociaż mi było nie do śmiechu no i oczywiście każdy dzień jaki miałam okazję "TAM" spędzić był dla mnie jak sztuka przetrwania niczym na obozie survivalowym:
Pomijając jakoby to 1 września zawsze był dla ludzi smutną datą bo albo dzieciarnia idzie do szkoły albo zaczęłą się II wojna światowa od ostrzelania mało kto wie,że Wielunia ale naprawdę i dla mnie dziś to jest smutny dzień. I nawet jeśli "głośno o mnie w Warszawie" to naprawdę moja sława jest owiana złą opinią jaka za mną się ciągnie. 1 września 2015 to dla mnie kluczowa data. Niby polepszyły się u mnie wtedy te warunki bytowe jakie to mi zostały nadane złe i gorsze od 9 kwietnia 2015 czyli od czasu mojego zatrzymania ale prawda jest taka,że to był czas jaki chętnie wyrzuciłabym ze swego życioysu...
Lubię jesień. Bo jesienią wyszłam zza krat jak wolmy ptak o tak i od tamtej pory mam tę moc ale prawda jest taka,że niezłe kity Wam nawciskałam że jestem w Ciechocinku bo...o prostu nie mogłam była wtedy inaczej. Stosując psychologiczny mechanizm wyparcia, starałam się wyprzeć czy aby na pewno miejsce to gdzie wtedy byłam jest naprawdę tym czym było w rzeczywistości...
Za chwilę ciąg dalszy...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz